piątek, 18 listopada 2016
Od Sho ver. 2
Rozmawialiśmy chwilę o naszej misji, ale nie trwało to długo. Po kilku minutach szliśmy w milczeniu. Widzieliśmy się zapewne pierwszy i ostatni raz, więc oboje chyba uznaliśmy, że nawiązywanie głebszego kontatku jest niepotrzebne.
Naszą misją było dostanie się do dworu i odebranie broni, która sama w sobie była nagrodą. Była jakaś dopłata, więc raczej z podzieleniem się nagrodą nie będzie problemu.
Stanęliśmy pod gmachem. Gdzie niecspojrzał, roiło się od strażników. Musieliśmy znaleźć sposób, na dostanie się tam. Na szczęśce miałem coś, co mogło się przydać.
- bez uprzedniego planu niewiele zddziałamy. Proppnuję znaleźć jakiś nocleg i tam się przygotować. Znam dobre miejsce. - powiedziałem, po czym skierowałem się we wspomniane miejsce. Cher poszła za mną.
Pół godziny później siedzieliśmy w jednym z wynajętych pokoi. Na stoliku leżała mapa gmachu, do którego mieliśmy się dostać. Nikt nic nie mówił. Cher rozzesywała mokre włosy po prysznicu.Ja patrzyłem się w mapę.
- Byłeś już tu kiedyś? - zapytała dziewczyna.
- Dość często tu bywwam.
Mimo wymiany zdań, znów zapadła cisza. Cher odłożyła szczeotkę i również spojrzała na mapę.
- Wiesz, jak się tam dostać?
- Tutaj- wskazałem na mapie punkt na zaznoczyn na niej murze. - Jest przejście, którego zazwyczaj nikt nie pilnuje. Cel znajduje się tutaj. - przesunąłem ołówkiem nad zaznaczoną małą komnatę. - W tym miejscu warta się zmienia koło 7 wieczorem, więc zamieszanie umożliwi dostanie się tam.
- skąd to wszystko wiesz? - Cher spojrzała na mnie,wzrokiem jakby podejrzliwie.
-... Mam źródła. Jakieś obieckje?
- Chybanie. Czyli jutro, tam idziemy. Naszym celem jest znajdująca się tam włócznia.
Przytaknąłem. Mieliśmy plan, wiadomości i cel. Chyba wszystko.
- Tak więc... - do jutra!- powiedziałem, zostawiając Cher samą w pokoju, i idąc do swojego.
Od Cher
czwartek, 17 listopada 2016
Od Cher
- Ale jak to? - powtórzyłam pytanie po raz kolejny, nadal nie rozumiejąc.
Wysoki mężczyzna, który zajmował się się rozdzielaniem zadań i misji miedzy członków gildii, pokręcił głową, wzdychając ciężko.
- Przecież bardzo zależało ci na tej misji.
- Tak, ale...! - zaprotestowałam. - Nie chcę dzielić się nagrodą z jakimś... Pasożytem!
- Nie masz wyboru, Cher - mężczyzna wzruszył ramionami. - Nie mogę puścić cię samej na tą misję.
- Ale ten ktoś nawet nie należy do naszej gildii. To tylko jakiś kapłan!
- Jest też wojownikiem. Pomoże ci dostać się do klasztoru i jeśli zajdzie taka okazja, w walce.
- Nie potrzebuję pomocy! Nie chcę niańczyć jakiegoś mnicha!
Skrzyżowałam ręce na piersiach i uniosłam głowę do góry robiąc obrażoną minę, ale wiedziałam że to przegrana sprawa.
- Nie dyskutuj ze mną, Cher. Bierzesz to, czy nie?
- Biorę - przyznałam niechętnie.
*****
Siedziałam przy stoliku w restauracji, popijając herbatę o dziwnym, egzotycznym smaku i przyglądałam się gwarnej ulicy miasta. Było południe. Słońce smażyło niemiłosiernie, jednak najwyraźniej nie przeszkadzało to sprzedawcom nawołującym klientów do swoich straganów ani kupującym szukających odpowiednich towarów. Zwyczajny dzień dla mieszkańców tego miasta, ale nie dla mnie. Nie pierwszy raz przebywałam za granicą, ale pierwszy raz w miejscu tek odległym jak to. Wszystko wydawało mi się nowe, ciekawe.
Ta daleka kraina była kiedyś kolonią jednego z państw Środka, więc większość ludzi posługiwała się wspólną mową, jednak ich dziwny akcent niemal uniemożliwiał rozumienie języka.
- Pani Cher Portman? - usłyszałam czyjś głos. Odwróciłam się i stwierdziłam, że należy on do młodego chłopaka, mniej więcej w moim wieku, może trochę starszego. Miał ciemne oczy i długie, równie ciemne włosy za którymi skrywała się połowa jego twarzy. Ubrany był w biały płaszcz z cienkiego, zwiewnego materiału, prawdopodobnie chroniący przed słońcem lub piaskiem.
- Tak, to ja - potwierdziłam ze skinieniem głowy.
- Jesteś o wiele młodsza niż się spodziewałem - powiedział, jakby lekko zdezorientowany.
- Ty też - odparłam. - Jeśli jesteś tym, na którego tu czekam.
- Owszem. Nazywam się Sho Nagito.
- Miło mi.
Zabrzmiało to chyba trochę zbyt oschle niż planowałam. Nasza przyjaźń raczej nie rysowała się w kolorowych barwach, ale niespecjalnie mnie to martwiło.
- Wzajemnie.
Chłopak rzucił mi jakiś materiał, który po bliższych oględzinach okazał się takim samym, jasnym płaszczem.
- Ubierz to. Za bardzo rzucasz się tu w oczy.
- Rzadko widujecie tu obcokrajowców?
- W tej dzielnicy nie są zbyt mile widziani. Tak więc im szybciej opuścimy to miejsce, tym lepiej.
Sho sięgnął ręką pleców jakby czegoś szukał, ale najwyraźniej tego nie znalazł bo po chwili jego ręka spoczęła na pochwie krótkiego miecza przyczepionego do pasa.
- W takim razie czas na nas - odparłam. - Nie szukam kłopotów.
Na nasze nieszczęście, kłopoty często znajdują się same. Tak też było w tym wypadku. Wtedy jeszcze zupełnie nieświadomi ruszyliśmy główną ulicą rozmawiając na jakieś mało istotne tematy.